piątek, 7 grudnia 2012

Cisza jak ta...

Próbuję coś napisać i ginę w pustce.
Paradoksalnie, bo pustka ta jest wypełniona.
Ciszą, spokojem, promieniami słońca.
Wciąż pozostając pustką.

W którą stronę podążać, gdy myśli w głowie brak...

Kibeho...


Listopadowa Coma w grudniową noc...


czwartek, 15 listopada 2012

Zawsze można je zaprosić na sok...


"Nie wiem w którą stronę
nie wiem dokąd mogę dotrzeć
uwalniam swoją wolę
zaczynam nową drogę
w miejsca których nie ogarnie..
nie wiem w którą stronę
nie wiem dokąd mogę dotrzeć
uwalniam swoją wolę
zaczynam nową drogę
w miejsca których nie ogarnie myśl"
Coma - System

Kolejne powroty
Kolejny lęk o niebo w Twoich oczach
Kolejne koleiny liny li nie...

Czemu
Zostawiasz-wracasz
W powrotach pozostajesz
Czemu
Łez nie ma kto już otrzeć
Nie ma komu ocierać
Jak owce
Między krokodyle
Jak Foka
Boża
Czemu
Wspomnienia przywracasz
Jak
Gorzki smak amfetaminy

Zamienić cierpienie na działanie
Lęk na motywację
Zapał na...

"Suma inteligencji na planecie jest stała. Populacja rośnie."



czwartek, 8 listopada 2012

Noce i dni...

Kiedy będziesz wędrował polami
Czy przez lasy na zlot tak jak my
Musisz wspomnieć, że kiedyś przed nami
Inne hufce tą drogą już szły...

Hm Barbara Bogdańska-Pawłowska 
Druhna Basia...
Nasza Matula...

Po 84 latach trudnego życia odeszła na wieczną wartę. Dziś, przed kilkoma godzinami. Nigdy się nie poddająca, oddała swoje życie Najwyższemu. Tak długo zwlekałam z wizytą, z odpowiedzią na maila... Tak bardzo pragnęłam jeszcze ją spotkać, uścisnąć jej dłoń. Czułam, że koniec się zbliża...

Druhna Basia nauczyła mnie wszystkiego. Sprawiła, że stałam się instruktorem Związku Harcerstwa Polskiego i z ogromną mocą pragnęłam wypełniać moją służbę. "Działaj, dopóki starczy Ci sił!"

Nauczyła mnie żyć. Dostrzegać dobre strony wszelkich sytuacji, patrzeć na ludzi i zdarzenia optymistycznie. Cieszyć się z tego, co otrzymuję i bez względu na wszystko walczyć. Wymagać od innych. Kochać ponad miarę. Nie bać się. Nie tracić energii na lęk, przeznaczyć ją na działanie. 

W pamięci mam jej opowieści z czasów wojny. Szpital. Piwnicę pełną ciał. Las. Ucieczkę. Walkę. Wojenne Bieszczady.
Jej największe marzenie: móc przed śmiercią tam wrócić. Ze świadomością, że już nigdy to nie nastanie. 

Wychowawca kilku pokoleń harcerzy. Mój największy harcerski i życiowy autorytet. Ukochana Druhna...

W takich chwilach tracę wiarę. Przecież to miało nigdy nie nastać. Wciąż nie wierzę, nie rozumiem...

Przez łzy, wciąż przez łzy...




Gawęda o miłości do ziemi ojczystej

Bez tej miłości można żyć,
mieć serce suche jak orzeszek,
malutki los naparstkiem pić
z dala od zgryzot i pocieszeń,
na własną miarę znać nadzieję,
w mroku kryjówkę sobie uwić,
o blasku próchna mówić „dnieje”,
o blasku słońca nic nie mówić.

Jakiej miłości brakło im,
że są jak okno wypalone,
rozbite szkło, rozwiany dym,
jak drzewo z nagła powalone,
które za płytko wrosło w ziemię,
któremu wyrwał wiatr korzenie
i jeszcze żyje cząstkę czasu,
ale już traci swe zielenie
i już nie szumi w chórze lasu?

Ziemio ojczysta, ziemio jasna,
nie będę powalonym drzewem.
Codziennie mocniej w ciebie wrastam
radością, smutkiem, dumą, gniewem.
Nie będę jak zerwana nić.
Odrzucam pusto brzmiące słowa.
Można nie kochać cię - i żyć,
ale nie można owocować.



czwartek, 11 października 2012

Ukaż mi...

Słońce
Wschodzi powoli
Jakby ospale
Niechętnie
Delikatnie prostuje swoje ramiona
Wypuszcza krótkie oddechy
I tylko biała para
Niczym dym
Wydobywająca się z ust naszych
Sum
Esse
Fui
Fikcyjni kochankowie
Z fikcyjnymi-niefikcyjnymi
Kochankami
Stojący pod poszarzałym murem
Ludzkich obojętności
Pocierający zmarznięte dłonie
O resztki
Ciał ukochanych
Jak na złość
Świdruje w głowie słowo
Słów kilka
Jakby duch patrioty się budził
W odmętach mej duszy
Gdy kochanka kochanka wciąż nawołuje
Czy mnie kochasz
Kocham szczerze
I chwile wielkich uniesień
I piękno odległych
Zapomnianych
A w co wierzysz
I jakże
Jakże...



poniedziałek, 24 września 2012

Winna! czy...

Czy można mieć pretensje wobec ludzi, którzy skrzywdzili jeśli sami zostali nauczeni jedynie tak żyć? Czy można winić za przemoc skoro sprawca też jej podlegał w dzieciństwie? Czy "pokrzywdzenie" sprawia, że nasze niemoralne postępowanie dostaje nalepkę moralności?

Dziś ktoś próbował mi udowodnić, że nie mam prawa do moich emocji. Udowodnić, że nie mam prawa czuć się skrzywdzoną. Trafił na nieodpowiedniego człowieka :) Ufam w mądrość Kościoła i jestem Mu posłuszna. Ale coraz częściej przestaję się dziwić, że ludzie po tego typu doświadczeniach zaczynają wątpić, odchodzą, psioczą na Kościół. Dopisuję tę sprawę do moich intencji.

Przychodzi mi naturalnie na myśl postać Chrystusa. Połamanego. Znienawidzonego. Poniżonego. I jednocześnie kochającego swoich sprawców. Nie wiem, czy ten człowiek był przekonany, że zionę wobec nich nienawiścią. Nie wiem na podstawie czego miałby to wywnioskować. Kocham ich jako moich bliźnich. Żal i wewnętrzna niechęć jest czymś zupełnie innym. Przecież w wybaczaniu nie chodzi o zapominanie win. Przecież nie mogę przestać czuć. 

Czuję się zignorowana. Wrzucona do wielkiego worka ludzkich doświadczeń, który nie ma dna. Wkurzają mnie duchowni, którzy przez dwie minuty rozmowy uważają, że wiedzą o człowieku wszystko i jedyne co wykrzyczą, to "tak nie można robić!". Do furii doprowadza mnie ludzka obojętność. Obojętność pasterzy wobec swych owiec. Znam wspaniałych księży i zakonników, którzy nigdy tak nie postępują. Z czego wynika jednak postawa tych pojedynczych, których miałam wątpliwe szczęście na mojej drodze spotkać? To wszystko mnie uczy, pozwala zrozumieć tych, którzy po takich rozmowach zaczynają unikać konfesjonałów. Jak dużo krzywdy można zadać człowiekowi, który nie jednał się z Panem od kilku miesięcy, mówiąc mu, że nie powinien podchodzić do 'kratek' w trakcie Mszy? Gdzie odrobina empatii, zrozumienia, że być może to był jedyny moment dla tego człowieka, być może właśnie wtedy został wezwany przez Pana? Oczywiście zgadzam się, że dobrze jest przyjść na inną godzinę niż w trakcie Eucharystii w której chce się brać udział. Tylko gdzie radość, że ten zastraszony przez szatana człowiek, wreszcie mu się przeciwstawił i wrócił do Ojca?! 

Czasem mam wrażenie, że Kościół sam sobie kopie grób... Tylko potem słuchać nie mogę narzekań, że mamy upadek chrześcijaństwa... 

Dla mnie spotykanie takich ludzi, to lekcja pokory, ale też swoista próba. Życzę sobie i wszystkim doświadczającym takich sytuacji dużo wytrwałości i siły do modlitwy za nich...
Daniel podsumował mnie, że po tej spowiedzi powinnam chyba iść prosto do następnej ;)




wtorek, 4 września 2012

List do Pana Franciszka

Szanowny Panie Franciszku, 

gdzież się Pan podziewał? Tak wiele miesięcy rozglądałam się za Pana osobą i nie dostrzegałam. A teraz znów zjawia się Pan, jak gdyby nigdy nic i z uśmiechem częstuje pierniczkami. Toruńskie - najlepsze! Panie Franciszku, to nie przystoi tak znikać bez słowa. Gdzież Pana maniery? 
Panie Franciszku, pytam ponownie: gdzież się Pan podziewał? Czy aby wszystko dobrze? Zdrowie dopisywało? Może Pan się rozchorował, a ja nie mogłam nawet Pana odwiedzić? Zrobiłabym gorącej herbaty, przykryła kocem. Nie powiedział mi Pan ani słowa, nie zadzwonił Pan nawet. 
Spotkajmy się może, jak za dawnych czasów, zaparzę naszych ulubionych ziół, ogrzejemy się przy kominku z dobrą książką w ręku. Panie Franciszku, proszę więcej nie milczeć. Pan wie, ile mnie to nerwów kosztowało? Tak się nie zachowują dżentelmeni. Proszę się koniecznie znów ze mną skontaktować i na tamtych pierniczkach nie poprzestawać. Będę na Pana czekać. Tam gdzie zwykle. O tej samej porze. 

Z wyrazami szacunku
a.

Panie, otwórz mi oczy...

***

I znów na Polskich ziemiach. Z nieoczekiwaną-oczekiwaną zmianą perspektywy na życie za rok ;)

wtorek, 3 lipca 2012

***I Moja Łydka

Łydka Łydkę Łydką
Popędza
Panie!
W dziecięctwie naszym
Racz nas nie chronić
Czymże Pupa!
Gdy...
Mam dwadzieścia dwa
Lata
Ocalałam prowadzona
Na rzeź niewiniątek
Krwiożercza biedronka
Stuka puka
W okiennice mego domostwa
Pokaż mi jak
Zwyciężyłaś ten świat
Gdzie odnaleźć
Jedyną miłość
Spokój
Cisza
Już
Za chwilę..


Czytelniku!
Nie próbuj
Zrozumieć :)
17 dni... :)

wtorek, 26 czerwca 2012

Žalion girion...

Can't find the answer? Enjoy the question!

Osiągnęłam szczyt satysfakcji intelektualnej. 
Jednak myśl "idę na ten egzamin i chcę z niego dostać 5" może dodać wiele odwagi i motywacji. 
Pierwszy raz byłam w pełni świadoma swojej wiedzy i możliwości. Dobre uczucie... 
Pora na krótkie wakacje i ruszam z ofensywą na litewski i historię. 

Pan czuwa. Choć Go nie czuję, choć mi samej brakuje obecności.. Czuwa...

Jau netrukus... Žalion girion...


24 dni...

poniedziałek, 11 czerwca 2012

Świat z drugiej strony...

Kilka dni temu, idąc przez las, nie chciałam chować aparatu do torby, gdy mieliśmy zawracać. Dość niefortunnie ułożyłam zdanie, które nabrało nader symbolicznego znaczenia, a miało oznaczać nic innego jak to, że wracając mogę coś inaczej dojrzeć, droga wygląda trochę inaczej. Mijając piękne w swej tragedii drzewo powiedziałam: świat jest inny z drugiej strony. 
W ten sposób zapoczątkowałam historię. A może ją tylko nazwałam? Świat z drugiej strony. Nasz świat. Świat jego z drugiej strony globu. I mój po przeciwnej. Nasz świat, gdy biegniemy przez śląskie Bieszczady. Niedostępne nikomu. 
Zawsze wydawało mi się, że Śląsk to tylko brudne kominy, kopalnie, a każdy znający podstawy chemii umie rozpoznać skład czarnej chmury zwanej tam powietrzem. Poznając zielony Śląsk, jego piękne lasy, pałace, jeziora, uświadomiłam sobie, że Pan naprawdę rozdzielił nam po równo. I choć jeden z najpiękniejszych widoków musiał przyćmić widok komina elektrowni w oddali, to zieleń, która roztaczała się wokół, pozwalała go nie dojrzeć...

Połowa sesji za mną. Wyjazd na południe kraju pozwolił mi nabrać trochę siły do dalszej walki. A przede mną w zasadzie najtrudniejsze egzaminy. Wiem, że z Jego mocą uda mi się je pokonać. Chcę, muszę, będę walczyć. Jeszcze niedawno, jeszcze rok temu bym sobie odpuściła. Jednak perspektywa zaczynania ciągle czegoś od nowa, od początku jest bardzo motywująca do nauki, zaliczeń etc. Pragnę wreszcie zacząć zmierzać ku końcowi jakiegoś życiowego etapu. Ileż to można studiować :)
Dziś tak trochę bez patosu. Może dlatego, że ledwo zrobiłam krótki urlop sobie, a już z rana trzeba było pędzić na zaliczenie. I atmosfera życia w stolicy znów zastąpiła błogi spokój przyrody, lasu. 
A Pan czuwa nad nami. Czuwa i dodaje sił, by pokonać ten trudny czas egzaminów i wyjazdu D. Staram się nie poddawać...
Pax <><


sobota, 14 kwietnia 2012

Gęby, mordy, łydki... PUPA!!!

"Niech gęba gębie daje w gębę!
To nasz los! To nasz los!
Daj gębą swą komu po zębach!"

Panie i Panowie! Popadam w Para-No!-ję... Jęczy dusza moja, rozjęczała się na dobre. Gdzieżże ja żyję? Żywota mojego nie rozumiem. Jednakże jakkolwiek jęki te wiele zagłuszyć mogą, potrafię! mogę! zrozumieć. Zły nade mną władzy nie ma. Panie, Twoja łaska jest wystarczająca, prowadzisz moje kroki, zaspokoisz wszystkie moje potrzeby. Uciszysz jękliwość moją. 

Nie rozumiem tych manifestacji. Nie rozumiem potrzeby walki o nas samych! o każde poczęte życie. Jakże Ci, którzy żyją mogą zabijać! Swoje dziecko też by zabili? Chcieliby żeby to ich zabito? Nie rozumiem tych kwiatów na oknie. Nie rozumiem potrzeby sejmowych sporów i wyzwisk. Nie rozumiem sensu w bezsensie. Nie rozumiem gęb, masek. Nade wszystko nie rozumiem ŁYDKI. 

I drążę ten bezsens szukając sensu. Jedynej Prawdy. I wciąż te schematy, schemaciki, schema'nTY. Wciąż ktoś i Ktoś się w nich mieści i nie mieści. Ktoś zbyt mały w swej Wielkości przekracza, wykracza, przerasta. Ktoś zbyt Wielki w swej kruchości mości sobie w nich przybytek. A tam, w tych schema'nTach(Trach!) tak bezpiecznie i tak zgubnie. Zguba Zbuba! Buba! Bach! Choćby destrukcyjne, choćby groźne, choćby ciasne... Ciasne, ale własne. 

I tak z dnia na dzień. I kolejnego dnia nie widać. I kolejna noc jakaś taka'ś jasna. I we władanie jedynie mojego Pana mogę się oddać. Tylko On wskazać mi może Sens. I Drogę. Rozjaśnić ścieżkę kolejnego dnia, miesiąca, roku. Białą ścieżkę Żywota. 

I tylko alarmowa syrena z wieżowca obok przypomina mi o naszej ludzkości...

niedziela, 8 kwietnia 2012

Alleluja!!!

Radości spotkania ze Zmartwychwstałym!

Jakże trudne było Triduum. Jakże piękne podsumowanie, zakończone na scholowym śniadanku o 2 w nocy... Bardzo prosiłam Pana przez te dni, aby mnie przytulił, żebym mogła Go poczuć, Jego ciepło. I przyszedł. I przytulił. Utulił. I razem z Nim szłam na Golgotę. I razem z Marią szukałam Go w grobie. Pan Zmartwychwstał we mnie. 

Razem z moją wspólnotą, z moją najukochańszą Scholą przywitaliśmy Pana. Napoił nas Wodą Życia. Napełnił Swoim Duchem i pozwolił odkryć głęboko schowane i nie odkryte zdolności wokalne :) 
Po tych świętych trzech dniach "zaniemówiłam", straciłam głos. I ta cisza dziś jest mi bardzo potrzebna, to błogosławiony czas. Nie mogąc mówić, mam niewiele rozproszeń, więc mogę całą się zagłębić w Zmartwychwstałym. Chwalić Go i uwielbiać. Być przy Nim. Ta cisza to czas na konfrontację. W relacjach, we mnie. 

Czas bez mordy, gęby i łydki. Ojcze, powierzam Ci moje życie, mojego ducha...! 
Alleluja!

Zdjęcie zrobione w Zarzeczu, Vilnius 2011. 

wtorek, 3 kwietnia 2012

Teologiczno-autystyczny antrakt

Wielki Tydzień. Długo oczekiwany czas, choć z niejakim lękiem. Rozpoczął się z wielką siłą, niedziela przepełniona śpiewem, czystością dźwięków na Mszy, zadowoleniem szefa. Dobry, piękny śpiew na Jego chwałę! 

A wczoraj... A wczoraj był Światowy Dzień Wiedzy o Autyzmie. Cały świat na niebiesko w solidarności z ludźmi magicznymi. Mam nadzieję, że choć do części naszego społeczeństwa dotarło tego dnia, że autyzm to nie choroba, że to całkiem normalni ludzie, którzy nie rozumieją wszystkich społecznych zachowań, nie koniecznie umieją okazywać emocje. Czy to czyni ich gorszymi? Nie. To czyni ich magicznymi, bo widzą trochę inaczej, bo dostrzegają rzeczy, których my często nie widzimy. Co więcej, żyją wśród nas i zazwyczaj nawet nie wiemy o tym z czym się zmierzają. Dlaczego? Bo dobrze prowadzeni są w stanie wszystkiego się nauczyć (nawet jeśli do końca pewne ludzkie zachowania będą się wydawać nielogiczne, a ja czasem myślę, że mają w tym rację :). 

Do Wielkiego Tygodnia przygotowały mnie też rekolekcje Świętomarcińskie. Ojciec dominikanin poruszając temat "Bóg bliski - Bóg daleki" rozważał go w odniesieniu do biografii 3 ważnych ludzi. Niekoniecznie bardzo wierzących. Czasem będących daleko od Kościoła. Byli to Vaclav Havel, Kijowski i Miłosz. Konferencja o Kijowskim posłużyła mi jako swoisty rachunek sumienia z ostatnich dwóch miesięcy. Traktat teologiczny Miłosza...przeczytajcie go sami. Kopie po kostkach. A Havel...to po prostu Havel i jego absurd. Cześć ich pamięci!

Ten post to jeden wielki absurd. Przemieszanie. Drążenie. Zagubienie. Ukazany pokrętnie cały mój stan psychofizyczny. 

Antrakt teologiczny


I jedyne, co ciśnie mi się na usta
święty Franciszku módl się
za nami
W światłości Twojej Panie
racz zstąpić


Bo czymże marny
byt nasz
Czymże żywot człowieczy
Czymże my
marni kłamcy wiary


Wciąż pragniemy
Wciąż niewinni
Wciąż hiobowe wieści
Wciąż daleko


Czymże kara
Czymże cierpienie


Życie silniejsze od śmierci
Zatrzymana akcja serca

by me

poniedziałek, 26 marca 2012

List do B.

"Dobry Boże piszę chociaż parę słów, innym razem napiszę więcej..."

Słowa tej starej piosenki wracają niczym bumerang. Wraca jak wiatr. Każdy podmuch inny. Przepływa jak rzeka. Zawsze wchodzisz do innej. 
Pan mnie uzdrawia. Moją poranioną duszę, moje obumarłe serce. Bo gdy ziarno obumrze wyda owoc obfity.. Uzdrawia moje maski. Chrzci moje bożki. Uwalnia. Każdego dnia jestem bardziej wolna. 
I znów mogę spotkać się z M. w wolności! W wolności serc i sumień. W czystości. Bez Bożej zazdrości. Nasze dusze znów stały się wolne od siebie. I znów jestem wolna od mojego ratowniczego guru. Wreszcie w moim życiu jest tylko jeden Pan, jeden swoisty heros, Jeden Król. Pan pokazuje mi kto mym przyjacielem, kto jedynie faryzeuszem, kto celnikiem, który nie chce otworzyć oczu. W wolności. 
Kończy się trudny czas strapienia. Nadchodzi pocieszenie, Pan jest blisko. To czas mojej śmierci. Mojego zmartwychwstania. Jego zmartwychwstania we mnie. 
Najtrudniejsze doświadczenie. Pan przejął kontrolę nad moimi emocjami, uczuciami. Odradza moje serce, a przez to ja sama nie mogę go kontrolować. Zrzuca moje maski. Zrywa mi je z twarzy bez mojego działania. Znów mówi moimi ustami. A ja potem się dziwię i zachodzę w głowę dlaczego coś powiedziałam :) To piękne uczucie. Trudne, ale jakże piękne. 

Zabierz Panie i przyjmij
Całą wolność moją
Pamięć moją i rozum
I wolę moją całą
Cokolwiek mam i posiadam
Ty mi to wszystko dałeś
Tobie to Panie oddaję
Twoje jest wszystko
Rozporządzaj tym w pełni
Wedle Twojej woli
Daj mi jedynie
Miłość Twoją
I Łaskę
Albowiem to mi 
Wystarcza.

Dziękuję Panie, że wysłuchujesz tych prostych słów. Na Twoją większą chwałę! Amen. +

środa, 21 marca 2012

Musicie sobie pomagać...

Pierwszy dzień wiosny. Po moim oknie od rana wędruje jakieś Boże stworzenie. Wiosna. Kiedyś z tej okazji szło się "na rybę", jedni obalali tam "Wiśniowy sad", inni wdawali się między sobą w dysputy filozoficzne, bądź próbowali przekonać policję, że nasi koledzy wcale nie piją (czasem przydawał mi się do tego mój standardowy "Kubuś" czy "Tymbark"). Żyło się. Chwilą. Nic nie miało znaczenia, a na słowo 'przyszłość' każdego z nas przechodziły dreszcze. Jedno było pewne: każdy chciał się wyrwać z tamtej marnej rzeczywistości. Jedynie w głębi swojego serca, nigdy nikt o tym nie mówił zbyt głośno. 

Teraz wydaje mi się to tak odległe, że zastanawiam się, czy w ogóle miało miejsce. Zmieniło się wszystko. Pozostały jedynie blizny na rękach, które uświadamiają mnie o cierpieniu jakie w tamtym czasie próbowałam pokonać. Bez Boga, bez wartości, bez perspektywy, bez przyszłości. 
Kim jestem teraz? 
Mój Pan i Zbawiciel. On wszystko zmienia. 

Najbardziej aktualne stało się dla mnie proszenie o pomoc. Nie sądziłam, że jest to aż taka bariera dla mnie. Uzmysławiam sobie wielkość tego problemu. Przecież ja ZAWSZE sobie poradzę. SAMA. Zawsze sama. I na nic mi świadomość, że mogę komuś tym pomóc. Pozwolić sobie pomóc. To przecież ja zawsze pomagam. Nie mogę być balastem, ciężarem. Et cetera... 

Czy tak samo nie wygląda to w relacjach? Nie zasługuję na relacje, na czyjąś uwagę, troskę? Moje destrukcyjne 'ja' zabija moje poczucie bycia jakkolwiek ważną, poczucie własnej wartości. Dobrze znany schemat. Czy właśnie wtedy nie buduję wokół siebie muru i uciekam od ludzi, którzy stają mi się bliscy, którzy są w jakiś sposób do mnie podobni?
Coraz częściej też spotykam ludzi, którzy borykają się dokładnie z tym samym problemem. Najczęściej ludzie po tzw. przejściach, ale nie tylko. Czasem po prostu nie nauczeni w domu przyjmowania pomocy, zmuszani do nadmiernego posłuszeństwa, ignorowani. 

Walczę i wiem, że Bóg będzie mnie w tym uzdrawiał. Z Jego Mocą zwyciężę ten mrok, nadejdzie Światłość. Wiem jednak, że sama nie dam rady w tej walce. Potrzeba mi do tego ludzi, najbliższych, którzy będą wsparciem, którzy nie odpuszczą, gdy zacznę uciekać. 
Jeśli Bóg z nami, któż przeciwko nam :)

wtorek, 13 marca 2012

Kurz, pot i łzy...

"Kurz, pot i łzy" czyli Bear Grylls & Antropolog na Marsie kontra biała sala. Wszystko poszło dobrze. Mam najcudowniejszego lekarza, z którym łamię stereotypy kontaktów katolicko-muzułmańskich i pacjent-lekarz. Irańczyk z ogromnym poczuciem humoru i niebywałą skromnością ("bo nikt nie zrobi tego tak dobrze jak ja!"/"jak ja robię te zastrzyki to nie boli"). Z przyjemnością oddam moje drugie kolano temu zespołowi lekarzy, a pozostanę pod stałą opieką mojego Persa ;)

Nie jest łatwo. Nie było i nie będzie. Czuję się wrakiem emocjonalnym. Ten czas jednak też pokazał wartość niektórych przyjaźni, znajomości. Doświadczyłam, że może mi się wydawać, iż nie mam z kimś super relacji na co dzień, może nawet nie widziałam kogoś od kilku lat (pozdro Hubciu!:), a tu nagle do mojej białej sali zagląda roześmiana morda z tulipanem w ręku i kłania się w pas. W drugą stronę zadziałało tak samo. Dziękuję Bogu za ten czas poznania...

Wizyta pasterza dusz chorych z pobliskiego kościoła, sakrament Namaszczenia Chorych, sakrament Eucharystii i dużo czasu na żywe spotkanie z Panem, pozwoliły mi na przetrwanie bólu. Koniec końców moja siła, dana tylko od Pana, samozaparcie i wola walki była bardzo doceniana przez personel (niejednokrotnie budząc wiele nieukrywanego zdziwienia). Ja zaś wiem, że to była i jest Jego Moc. 

Kolejne miesiące? Rekonwalescencja, rehabilitacja, przygotowanie do drugiej operacji (już się jej nie boję!) i...opanowywanie teorii wspinaczki :) bo można iść na łyżwy i na nich nie jeździć, a doskonale się bawić :) zresztą jakiś teoretyk też nam się przyda ;)

Jestem w połowie książki Gryllsa. I on dodał mi otuchy i zwiększył wolę walki. Dokładnie tak jak kiedyś Jasiek Mela. Bo warto walczyć o marzenia!!!

Tymczasem zaprzyjaźniam się z moją siostrą ortezą:

W zasadzie idzie się do niej przyzwyczaić. Przynajmniej w porównaniu do gipsu można ją zdjąć i umyć nogę.


Dziękuję wszystkim, którzy otaczali mnie w tym czasie modlitwą! Boża siła wypełniała mnie również dzięki Wam!!
Pax et Bonum!

piątek, 2 marca 2012

Jezau, pasitikiu Tavimi...

Przede mną ostatni weekend o własnych siłach. Kolejne miesiące to będzie próba rekonwalescencji. Boję się. Przede mną weekend w Wolnej Republice Podlesickiej. Zwykła ucieczka, która może w jakimś stopniu pozwoli mi zapomnieć choć na chwilę...

Udało mi się dziś trochę odpuścić kontrolę. Znów dzięki M. Pozwoliłam sobie na łzy, na bezradność. Pozwoliłam, żeby Pan znów mnie przytulił. Tak bardzo się boję.. 

W tym lęku pragnę czerpać wzór z Jezusa, z Jego cierpienia, lęku w Ogrójcu. Umieć bać się jak On. Umierać jak On. Po prostu oddać ten lęk Bogu. Żeby ten czas Jego śmierci i Zmartwychwstania był moim czasem. Zmartwychwstania Jego we mnie, zmartwychwstania mnie samej. 
Krótko. Tyle. 

Proszę o modlitwę. O mądrych lekarzy...

środa, 15 lutego 2012

Proton do protona

Trudne doświadczenie. A jednak potwierdza się powiedzenie, że to przeciwieństwa się przyciągają. Prawa fizyki też to potwierdzają, wiem. Doświadczyłam dziś, bardzo wyraźnie, że moje własne wady, tożsame w innych ludziach, wkurzają mnie i bolą w nich najbardziej. Wręcz czasem doprowadzają do szału! Z drugiej strony tylko mnie w grupie to wkurzało, więc może nie jest źle. Ale jest się czemu przyglądać. Ostatni czas temu sprzyja i walka wychodzi nader naturalnie. 

Zaczęłam od końca, od dziś. A nie o tym chcę. 
Skały. Udałam się znów na Jurę. Ale tym razem miałam jednoosobowy pokój z łazienką, łóżko, biurko i Krzyż. Okno z widokiem na piękną skałę. Wokół cisza. Zakłócało ją jedynie ciche stąpanie na korytarzu i pędzący gdzieś ciągle dżezuici. Kilka dni duchowego odosobnienia, milczenia. 

Na przeciw domu wyrastała piękna skała z ruinami zamku. Codziennie mogłam się na nią wspinać. Pozornie bez asekuracji, choć nigdy nie czułam się tak bezpiecznie. Dostrzegłam też efekty wypadu do Republiki, w praktyce przekonałam się, że już całkiem nieźle znajduję półeczki w skale i uchwyty. Ta skała, to też swoista metafora. Nie bez przyczyny akurat taką formę rozładowania sobie tam wybrałam.

Witaj! Nazywam się Eliasz. Imię te znaczy tyle, co "moim Bogiem jest Jahwe". Potrafię stawić czoła wojsku, ale nie umiem przeciwstawić się jednostce. Sposobem na życie była jak dotąd ucieczka. Pewnego razu wyruszyłem w drogę, prosząc Boga, żeby mnie już zabrał do Siebie, On zesłał mi Swojego Anioła, który dodał mi sił i pomógł iść dalej. Kwintesencją mojej ucieczki stała się wielka grota, tam się skryłem, nic mi już nie groziło. Może nawet czułem się bezpiecznie. (dostrzegacie analogię? - red.) Usłyszałem jednak głos wołający mnie, ażebym zaprzestał uciekania, ukrywania się i wspiął się na skałę, a spotkam tam Żywego Boga, który otoczy mnie Swoim lekkim powiewem. Czując niesamowitą siłę w tej mojej bezsilności zacząłem się wspinać. Upadałem, na szczycie zderzyłem się z żywiołami, które mnie osłabiały (ach! moje bożki!). Gdy jednak przedarłem się przez ogień, ten lekki powiew zaczął leczyć moje poparzenia... Byłem bezpieczny. Pan mnie otoczył Swoją Mocą. 

Kiedyś Bóg przychodził do mnie z powerem! Przychodził, dając o Sobie znać w jakichś wydarzeniach, które wstrząsały całym moim światem. Teraz to się skończyło, rzadko kiedy moja rzeczywistość przewraca się do góry nogami. To wielka łaska. Bowiem przyszedł czas, kiedy Pan przychodzi w lekkim powiewie, kiedy trzeba być uważnym, by Go poczuć, kiedy jest subtelny, przychodzi w obłoku. Tak łatwo się wtedy zgubić, zwątpić, uznać, że może nawet nie jest się już godnym, by On mnie mocno dotykał. 

Tak piękne jest odczuć, że Bóg obdarza mnie Swoją Miłością. Tak pięknie jest poczuć, że On chciał, żebym była taka jaka jestem. To cudowne, że On mnie zaplanował, że chciał, abym się urodziła. To trudne, ale i dające siłę, że pozwalając mi popełniać błędy, pozwalając mi cierpieć, cały czas stał obok mnie i płakał za każdym moim złym krokiem, z dala od Niego. J 3,16,34

Zabierz wszystko,
cokolwiek mam i posiadam.
Daj mi jedynie 
miłość Twoją i łaskę.
To mi wystarcza.
Amen

poniedziałek, 30 stycznia 2012

...bo Bóg umiłował sobie prostotę!

M. kiedyś narysował na sinusoidzie mój pokaleczony nastrój. Pokaleczona to była tamta sinusoida, niczym jej nie przypominająca. Za pomocą masek, gęb i łydek wczoraj w ciągu dnia osiągnęłam ten sam wykres, wprawiając w konsternację społeczeństwo. Qbs ratując, nie do końca świadomie, sytuację zabrał mnie do moich ukochanych Dominikanów. Moja sinusoida po kilku dniach wróciła do normy.

O. Michał nie powiedział mi jak żyć i tego od niego nie chciałam :) Powiedział jednak (jak już dałam mu dojść do słowa ;), że Bóg umiłował sobie prostotę i żebym na tym się skupiła. To tak wiele podsumowało... 
Rozglądam się po pokoju. Mam tendencję do zbierania tzw. przydasi: to przyda się, tamto przyda się. Większości z tych rzeczy nie potrzebuję, a komuś mogłyby sprawić wielką radość! Ileż mam ubrań, których nie noszę, nosić pewnie nie będę, a ludzie chodzą często w podartych! Myślę sobie "nie mam dużo", "na moim koncie zieje pustką", ale są ci, którzy mają jeszcze mniej! Dlaczego nie mogę się tym wszystkim podzielić, byśmy mieli po równo, bym miała mniej? Jak bardzo to mnie niszczy, ta doczesność, ten materializm... Skupiamy się często, że tworzymy sobie bożków z ludzi, naszych herosów. A czy tak samo, albo i częściej nie jest wobec przedmiotów? Bożek komputer, bożek książka, bożek rower, bożek aparat, bożek samochód, bożek...

Idealistycznie brzmi. Nadstawiam czoła na krytykę. Ostatnio znajomej powiedziano ważną rzecz, którą też się wypiera: najbardziej krytykujemy rzeczy, które nas najbardziej bolą, które najbardziej nas dotyczą. 
Jak pozbyć się tego, co zniewala? 

"chodźmy słuchać głosu Pana, Jego wola nam jest dana..."


a. <><

poniedziałek, 23 stycznia 2012

Wolna Republika Podlesicka

Pax et Bonum!

Ludzie się nie zmieniają na niektórych płaszczyznach. Wiele może się zmienić, ale pozostają też pewne stałe. Muszę się zgodzić z T., że na wyjazdy ze swoistą adrenaliną jadą ludzie zmierzający się z autoagresją. 

Dwie noce, dwa dni. Tuż przy Wolnej Republice Podlesickiej, która już ani Wolna ani Republika. 
Pojechałam tam w konkretnym celu, choć musiałam zwalczyć sztab ludzi, moich Aniołów, którzy odradzali, sprzeciwiali się, rzucali pod drzwi żebym tylko nie mogła wyjść (dzięki Kubuś xd). Cieszyli mnie jednak ci, którzy uznali, że jestem duża i uparta, więc i tak zrobię to co chcę i miast się sprzeciwiać, po prostu się za mnie modlili. Dziękuję Wam za to. Mój Anioł Stróż spisał się na 6! (6-silnia?)

Abstrahując od wspaniałej zabawy, powrotu do dawnych lat, zjazdów, pięknych widoków i ważnych ogniskowych rozmów, był to dla mnie czas modlitwy, odpuszczenia kontroli w relacjach (relacji), próba konfrontacji z emocjami i tym czego tak naprawdę teraz chcę. Wróciłam z bilansem dodatnim. Szczęśliwsza o 30%. 

Nade wszystko czuję się bardziej wolna. Wolna od własnych urojeń, wolna od bólu wspomnień, wolna od tęsknoty, która obezwładnia. Tam, na łonie przyrody, mogłam zapomnieć. Jakże to było ważne, jakże istotne. Mogłam zapomnieć i zacząć pamiętać. Zmienić kierunek. Uwolnić się... Przełom? Po 2,5 roku? Czas pokaże, Bóg pokaże. Może pod wpływem mrozu skorupa, która oklejała tak długo moje serce, wreszcie pękła? Może zaczęła pękać..? 

Czułam przez cały ten czas silne prowadzenie, Jego prowadzenie. Jego działanie we mnie, w nas. Na usta znów ciśnie mi się Assalama Alejkum! Abym Cię mogła miłować za wszystkich i za wszystko! 

Teoretycznie za 40 dni zmierzę się z kolejnym już doświadczeniem rurki w nodze, tylko teraz nie pojadę nigdzie po 3 miesiącach, pół roku później nie będę biegać. 40 dni pustyni? 40 dni na kontakt z Nim? 40 dni na...? Kolejna myśl: mam 40 dni żeby gdzieś jeszcze pojechać, bo potem to w sierpniu najszybciej. Zbieg okoliczności? 40 dni...

Miłuję Pana, że tak bardzo się mną opiekował podczas tego szalonego wypadu, że prowadził i nie pozwolił, aby moja stopa skaleczyła się o kamień. Jego Anioły niosły mnie na rękach...
Nade wszystko dziękuję T., naszemu szefowi, przewodnikowi, przyjacielowi (wszystkich ziemskich istot:), który całym sobą dział, żebyśmy byli bezpieczni i wyjechali z masą wrażeń i ważną nauką. Bez Ciebie nic nie miałoby tam sensu...i przede wszystkim byśmy nie pojechali :) 

Niech nam Bóg błogosławi na ten czas i kolejny Podlesicki wypad +


niedziela, 15 stycznia 2012

Ponadczasowość w nieskończoności

O Ironio! Pani moja miła!


"Słowa są ponadczasowe. Powinieneś je wypowiadać lub pisać ze świadomością ich wieczności
*K. Gibran 


"Nie zawsze Tęsknię prowadzi do mogę, nie zawsze to wszystko jest w zgodzie." *M., 2006

Jakaż wieczność tych słów, jakaż ponadczasowość, jakaż aktualność! 
Jeśli się skusisz, by to przeczytać: dziękuję! 
Wiedz, że to bardzo ważne w tym czasie :) 


A kochanek sir Ses'ja jest coraz bardziej zaborczy.. Zbliża się wielkimi krokami, choć trwa w praktyce już od tygodnia. Frustracja narasta, wampiry energetyczne atakują, a niebotyczna ilość cukru i kofeiny daje o sobie znać w żołądku. 


Proszę o modlitwę, bo chyba powoli nie daję rady, choć ogarniam, ufam i zbliżam się do Taty. Ale moje ciało mówi co innego, mój mózg i jego fale krzyczą! Byle do 6.02... Tydzień z zamkniętą mordą pozwoli wyplenić gramatykę litewską z umysłu :) Więc jeszcze tylko...21 dni.. Panie, daj siłę wytrwać, zdać i nie rozchorować się znów do tego czasu...


Assalama Alejkum! 

Ojcze, nieogarnięta moim umysłem Miłości
Jedyny, Najpiękniejszy
Dodaj mi i wszystkim, których noszę w sercu
Twojej Światłości...
Amen! +