To nasz los! To nasz los!
Daj gębą swą komu po zębach!"
Panie i Panowie! Popadam w Para-No!-ję... Jęczy dusza moja, rozjęczała się na dobre. Gdzieżże ja żyję? Żywota mojego nie rozumiem. Jednakże jakkolwiek jęki te wiele zagłuszyć mogą, potrafię! mogę! zrozumieć. Zły nade mną władzy nie ma. Panie, Twoja łaska jest wystarczająca, prowadzisz moje kroki, zaspokoisz wszystkie moje potrzeby. Uciszysz jękliwość moją.
Nie rozumiem tych manifestacji. Nie rozumiem potrzeby walki o nas samych! o każde poczęte życie. Jakże Ci, którzy żyją mogą zabijać! Swoje dziecko też by zabili? Chcieliby żeby to ich zabito? Nie rozumiem tych kwiatów na oknie. Nie rozumiem potrzeby sejmowych sporów i wyzwisk. Nie rozumiem sensu w bezsensie. Nie rozumiem gęb, masek. Nade wszystko nie rozumiem ŁYDKI.
I drążę ten bezsens szukając sensu. Jedynej Prawdy. I wciąż te schematy, schemaciki, schema'nTY. Wciąż ktoś i Ktoś się w nich mieści i nie mieści. Ktoś zbyt mały w swej Wielkości przekracza, wykracza, przerasta. Ktoś zbyt Wielki w swej kruchości mości sobie w nich przybytek. A tam, w tych schema'nTach(Trach!) tak bezpiecznie i tak zgubnie. Zguba Zbuba! Buba! Bach! Choćby destrukcyjne, choćby groźne, choćby ciasne... Ciasne, ale własne.
I tak z dnia na dzień. I kolejnego dnia nie widać. I kolejna noc jakaś taka'ś jasna. I we władanie jedynie mojego Pana mogę się oddać. Tylko On wskazać mi może Sens. I Drogę. Rozjaśnić ścieżkę kolejnego dnia, miesiąca, roku. Białą ścieżkę Żywota.
I tylko alarmowa syrena z wieżowca obok przypomina mi o naszej ludzkości...